jedynie Jego pomoc jest w stanie zagwarantowac takie funkcjonowanie swiata, przy ktorym stworzenia nie beda sobie wzajemnie wlazily na odciski.
Jakos nie widac tej Bozej pomocy
Odpowiadasz:
Wlasnie, jego pomoc, której on nie raczy za czesto udzielac
Tlumaczylem juz, ze "ten swiat" (wg. teorii, ktora przedstawiam jako przyklad rozwiazania paradoksu wszechmocy i milosci) jest miejscem na samodzielna dzialalnosc czlowieka. "Bez Bozej pomocy" jest tu regula, potwierdzana przez wyjatki, zwane czasami "cudami". Pomoc ta wystepuje na skutek przyzwolenia na interwencje, udzielonego przez czlowieka; przyzwolenia, ktore zawiera w sobie rowniez zaufanie do dobraniej przez Boga metody.
- tak, wiem co powiesz, zrobil to pono dwa tysiace lat temu, skladajac z siebie samego ofiare aby nas odkupic z grzechów, które popelnilismy niejako z jego winy. Dosc karkolomny sposób udzielania pomocy, jak na istote obdarzona rzekomo przymiotem wszechmocy.
Nie zgadles :) Nie powiedzialem tego, i teraz tez tego nie mowie. Smierc Jezusa i otwarcie drogi do zbawienia przez te smierc jest zupelnie innym - choc tez bardzo waznym i bardzo kontrowersyjnym - tematem. Nie nalezy on do tego watku; mozemy do niego wrocic kiedy indziej. Powiem wiec tu tylko tyle, ze zycie i smierc Jezusa byly praktycznym przykladem na to, ze Bog nie oddziela sie od ludzi w swoich "niebiosach" i ze nie oglada nas po prostu przez teleskop, popijajac przy tym ze smakiem ambrozje. Przykladem, ktory zostal w tamtych czasach zrozumiany i stal sie przyczyna nowego spojrzenia na Stary Testament i na Boga. Ale nie dyskutujmy o tym, zanim nie skonczymy tematu o paradoksie wszechmocy i wiary; inaczej rozmowa rozpelznie nam sie w dygresjach jak slepe szczeniaki.
Jarek