Jarek Dabrowski (wuj zboj), http://www.geocities.com/jarkowi lub http://wujzboj.republika.pl
17 luty 2002

Trawa i banki mydlane

Ha, i od czego to sie zaczelo? Wykorzystalo sie ocieplenie w przyrodzie, zaprowadzilo sie wuja na lake i zainteresowalo sie rzeczonego zdzblami trawy, co to rosnie radosnie kosie na skoszenie:

Zycie czlowieka jest jak trawa....

Zycie jak trawa? Gdzie tam! Zycie kazdego z nas - i nie mowie o zyciu wiecznym, ale o zwyczajnym zyciu doczesnym - jest czyms niezwyklej wagi. I to nie tylko moje zycie dla mnie, twoje dla ciebie, albo twoje dla mnie czy moje dla ciebie, ale twoje i moje zycie dla Boga. Gdyby bylo inaczej, to czym byloby na tym swiecie cierpienie? Nawozem do uzyzniania trawy?

Wartosc zycia doczesnego mozemy oszacowac na podstawie ceny placonej za nie przez nas i przez Boga. Przeciez Bog jest wszechmogacy i nie musial nikogo w tym swiecie umieszczac. A jednak umiescil, i bierze swoj uczciwy udzial w kosztach kazdego doczesnego zycia ludzkiego.

On placi za kazde zycie. Ja tylko za swoje i moich najblizszych. Zas On placi nawet za zycie tych, ktorzy obwiniaja Go za cale zlo albo w ogole maja Go za nic. To oplata za trawe?

A inni dla nich Bóg nic nie znaczy. Dlatego pragna skorzystac a moze raczej wykorzystac to co daje swiat. Ja ich rozumiem. Oni poprostu chca byv szczesliwi. Wybieraja to co daje wieksza przyjemnosc.

A kto nie chce byc szczesliwy? Ja chce. Ty chcesz. Kazdy chce, z Bogiem wlacznie! Z tym, ze nie kazdemu udalo sie juz odkryc, jak byc naprawde szczesliwym. A tego nie da sie przeczytac w ksiazce (chocby to byla Biblia). Kazdy musi to poznac na wlasnej skorze. Szczescie to zbyt powazna sprawa, zeby opierac je jedynie na autorytetach.

Wiekszosc ludzi ciagle boi sie jutra i dlatego szuka ulotnego szczescia baniek mydlanych. One sa takie piekne i takie nietrwale. Ech, skoro wiem, ze banka peknie... Peknie, wiec sie ciesze, bo ona jeszcze mieni sie kolorami teczy.

Czyz nie mozna cieszyc sie bankami mydlanymi, nie tracac przy tym z oczu trwalszego piekna? Mysle, ze mozna - wystarczy uwierzyc Bogu i pozwolic Mu sie prowadzic, gdy On uzna to za stosowne.

Mozna sie cieszyc zyciem, choc jest nietrwale i szczypie w oczy. Nie trzeba oczekiwac od swiata tylko baniek mydlanych - to raz. Nie trzeba lamac slomek do dmuchania - to dwa! Jest tez trzy: jak banka wpadnie do oczu, to trzeba zwracac wieksza uwage na wiatr i na banki puszczane przez sasiada.

Banki mydlane, trawa, i szczescie... Wszyscy pragniemy byc szczesliwi. Ale coz bylaby warta moja wiara i coz moglby dac mi Bog, gdyby wiara i Bog nie oznaczaly dla mnie wiekszej szczesliwosci niz to, co nazywasz "swiatem"? Przeciez Bog to milosc - i pomysl szczerze, co moze dac wieksze szczescie, niz milosc? Czego potrzeba wiecej, niz kochac i byc kochanym? Nic dziwnego, ze nie trzeba wiecej - przeciez jestesmy stworzeni na obraz i podobienstwo Boga! Milosc to zycie i szczescie wieczne, reszta to trawa i banki mydlane. Kochajmy, a i trawa sie przyda. Chociazby po to, zeby na niej czasami sie polozyc i wygodnie rozkoszowac sie bankami mydlanymi :)

pragna skorzystac a moze raczej wykorzystac to co daje swiat

Jesli odrzucam (lub chce odrzucic) cokolwiek ze swiata, to dlatego, ze wierze, ze to, co odrzucam sprzeciwia sie milosci. Gdybym jednal kierowal sie w moich wyborach strachem przed utrata zycia wiecznego lub przed gniewem jakiejs istoty nadprzyrodzonej, to dokad bym dotarl? Do wlasnorecznego prania mozgu albo do wiecznosci spedzonej w klatce niezrozumialych zakazow i nakazow... Przeciez to zywy obraz piekla...

Czesto "prawo moralne" we mnie mówi NIE, ale co ja sobie z tego robie....

Przeciwstawianie sie "naturalnemu" prawu moralnemu moze byc grzechem, lecz nie musi nim byc. Trudno tu filozofowac na ten temat, bo nie bardzo wiem, co konkretnie masz na mysli :) Ale tak ogolnie rzecz biorac, to chyba zgodzimy sie, ze to nie moralnosc prowadzi do Boga, lecz milosc. Moralnosc to postepowanie zgodne z wpojonymi od dziecka, "naturalnymi" zasadami. Zas milosc to nic innego, jak pragnienie jedynie dobra i szczescia dla wszystkich - nie oszukujmy sie, rowniez dla siebie. "Kochaj blizniego jak siebie samego" i nic wiecej nie trzeba, bo milosc staje sie szczesliwa przez mozliwosc jej realizacji. Paradoksalnie, im bardziej zapominasz o sobie, kochajac innych, tym bardziej jestes soba, tym bardziej pamietasz o sobie, tym wieksze i trwalsze odczuwasz szczescie. Coz, jestesmy stworzeni na obraz i podobienstwo Boga.

Moralnosc bez milosci moze byc zupelnie niemoralna. Pamietasz Hymn do Milosci autorstwa szanownego Apostola? :)

Zdrowko - wujo