Jarek Dąbrowski (http://wujzboj.republika.pl)

------------------------------------------

 

Gdy anioł staje sie omamem

Fragmenty dyskusji na temat neuroteologii (14 czerwca 2005).

 

> Mam wizję, zdaje mi się

> że rozmawiam z Chrystusem /.../

> że kosmici robią na mnie operacje /.../

> że w pokoju jest magiczna bramka to światka krasnoludków /.../

> Dla mnie to są wszystko podobne stany urojeniowe

 

Podobieństwo polega na tym, że w żadnym przypadku nie znajdujesz związku pomiędzy wizją a realnym światem. Sposób szukania tego związku definiujesz zaś dogmatycznie przez twoją metafizyczną teorię poznania.

 

 

 

Mariusz Agnosiewicz: Mamy otóż definicję halucynacji następującą (podaję za Wikipedią, choć może być to dowolna inna z przyzwoitego źródła):

 

"Halucynacje (omamy) - są to zaburzenia spostrzegania definiowane jako fałszywe doświadczenia zmysłowe, patologiczne postrzeganie przedmiotów, które w rzeczywistości nie znajdują się w polu percepcji jednostki (lub w ogóle nie istnieją), któremu towarzyszy silne przekonanie o realności doznań i rzutowanie (projekcja) ich na zewnątrz. Wyróżniamy omamy elementarne (obejmują takie wrażenia jak pojedyncze błyski, migotanie, niezróżnicowane pojedyncze dźwięki), proste (spostrzeżenia dotyczące tylko jednego zmysłu) i złożone (angażujące więcej niż jeden zmysł). Mogą dotyczyć wszelkich zmysłów, wobec tego możemy mówić o halucynacjach wzrokowych, słuchowych (w tym imperatywnych - zawierających nakazy, zakazy, polecenia), smakowych, czucia ustrojowego, węchowych oraz dotykowych. W schizofrenii najczęstsze są halucynacje słuchowe.

Omamy zalicza się do tak zwanych objawów pozytywnych (wytwórczych), gdyż stanowią wyraźne odchylenie od normalnych procesów poznawczych, w przeciwieństwie do objawów negatywnych, które wyrażają brak lub obniżenie normalnych reakcji u chorego."

 

Moja sugestia typologiczna polega na tym, że ten opis pasuje do stanów określanych jako mistyczne, które czasami są okreslane jako omamy (zwłaszcza, jeśli kościół tego nie zaakceptuje), a czasami przemilcza się, że to co się określa jako mistykę, ma w psychologii swoją konkretną charakterystykę - omamy, których mistyka może być co najwyżej specjalnym rodzajem (odmianą). Czyni się to z przyczyn kulturowych.

 

Oczywiście, aby rozmawiać o tej definicji należy używać znaczenia słów jakie w niej występują takie jakie przyjmują odpowiednie nauki. czyli zwłaszcza psychologia i psychiatria, bo niedopuszczalne tutaj będzie, jeśli np. w definicji występuje pojęcie "rzeczywistości", rozwodzić się nad filozoficznym znaczeniem tego słowa. wiesz zapewne co implikuje wiedza "relacyjna", i że w dyskusjach typologicznych ona musi być stosowana z całą konsekwencją.

 

Chodzi o to, że np. takie zjawisko-doświadczenie, które w dyskursie religijnym określi się "słyszenie głosu boga", w psychiatrii (względnie psychologii czy neuropsychologii) jest klasycznym omamem. Wiesz dobrze, że na gruncie tej psychologicznej definicji nie podepniesz pod to np. ateizmu, chyba że sobie arbitralnie zmienisz sens słów, które w tej definicji występują i relacji między nimi.

 

Wuj zbój: Jak rozumiem, mówiąc "wiedza relacyjna" masz na myśli zbiór relacji pomiędzy obserwacjami.

 

Oczywiście, że - jak powiedziałeś - "należy używać znaczzenia słów jakie w niej występują takie jakie przyjmują odpowiednie nauki". Właśnie do tego zmierzam i na tym opiera się moja krytyka!

 

A ponieważ dyskusja ta nie wisi w powietrzu, lecz prowadzona jest od początku (od artykułu "Biologia przekonań", a nawet od pojawienia się portalu racjonalista.pl) w kontekście światopoglądowych konsekwencji wyników badań naukowych, trzeba z niezwykłą starannością przyglądać się temu ścisłemu znaczeniu, w jakim omawiane pojęcie występuje w danej dziedzinie nauki ORAZ temu znaczeniu, w jakim występuje ono w omawianych światopoglądach. Pominięcie różnic istotnych dla kontekstu dyskusji prowadzi wprost do błędu ekwiwokacji; po tym, co powiedziałeś, powinno to być dla ciebie całkowicie jasne. Przypominam więc: kontekstem dyskusji jest wpływ wyników badań naukowych na światopogląd.

 

Zastanówmy się więc, jaki jest sens pojęcia "omamy, halucynacje" wynikający z podanej przez ciebie definicji odczytanej w kontekście naukowym. Psychologia nie zajmuje się zagadnieniami filozoficznymi, nie zajmuje się ontologią. Kiedy psycholog analizuje naukowo (a nie filozoficznie, bo to może robić sobie po pracy lub w przerwie na herbatke jako osoba z wiedzą pyschologa, a nie jako psycholog) - a więc kiedy psycholog analizuje naukowo związki pomiędzy obserwacjami zmysłowymi, analizuje je wyłącznie pod względem spójności doznań uzyskanych za pomocą różnych zmysłów. Jeśli oczy pacjenta widziały podłogę, ale stopy pacjenta nie znalazły na niej oparcia, to znaczy, że związki pomiędzy różnymi doznaniami zmysłowymi pacjenta odbiegły od standartowych. Jeśli dalsza analiza pokazuje, że potem ciało pacjenta odczuło ostry ból, uszy usłyszały słowa "ten gamoń znów spadł ze schodów", a psycholog postrzega, że pacjent aktualnie leży w łóżku, kończyny ma na wyciągu, a nad łóżkiem pochyla się zasępiona grupka złożona z żony, eks-żony, kochanek i dziatek, to psycholog wyciąga stąd wniosek, że informacja odebrana przez pacjenta w formie doznania wzrokowego stała się przyczyną działania niezgodnego z celem, którego osiągnięciu miała ona służyć. Bowiem zakładamy w tym przypadku, że pacjent używał wzroku i dotyku po to, aby bezpiecznie przejść z jednego pokoju do drugiego.

 

"Normalnym procesem poznawczym" jest w psychologii taki proces, którego celem jest rozszerzenie zbioru składającego się z obserwacji zmysłowych połączonych spójnymi relacjami, przy czym każda z obserwacji sama powinna być spójnym zbiorem doznań zmysłowych. Przykładem takiego celu jest takie ustalenie relacji zachodzących pomiedzy doznaniami uzyskiwalnymi przez pacjenta w domu, aby pacjent był w stanie bezpiecznie przejść z pokoju do pokoju. Jeśli schody będzie widział jako podłogę, to osiągnięcie tego celu będzie miał znacznie utrudnione - i stąd pejoratywne określenie "omamy", doskonale odbijające taką sytuację W TYM KONTEKŚCIE.

 

Omówmy teraz trzy przypadki.

 

1. Wyobraźmy sobie że siedzę na foteliku w laboratorium neuropsychiatry i widzę w ścianie drzwi, których nie widzi nikt poza mną. Zgłosiłem się do niego, bo często wpadam na ściany i wkurza to mnie, moją żonę i moich sąsiadów. Przypadek jest jasny, prawda? Omamy mnie trapią. Trzeba tylko poszukać przyczyn. I usunąć, jeśli to możliwe. A jeśli niemożliwe, to trzeba wspólnie z psychologiem wypracować metodę pozwalającą mi prawidłowo odróżniać drzwi od ściany niezależnie od wrażeń, jakie mi mój wzrok uparcie przekazuje.

 

2. Wyobraźmy sobie teraz, że postrzegam anioły. Taki anioł puka do do drzwi, wchodzi, mówi, że już czas, a potem bierze mnie za rękę, otwiera okno i wyfruwa razem ze mną, podobno do nieba. Niestety, nie umiem latać i nieodmiennie spadam. Na szczęście mieszkam na parterze, ale irytujące jest to tak czy owak. Problem jest ściśle analogiczny do poprzedniego, prawda? Omamy sensu stricte.

 

3. Wyobraźmy sobie teraz raz jeszcze, że postrzegam anioły. Taki anioł puka do drzwi, wchodzi i rozmawia ze mną o Bogu. Wiem doskonale, że to tylko obraz i że nikt inny poza mną tego anioła nie dostrzega. Traktuję widok anioła nie jako informację pochodzącą z moich oczu i związaną i oddziaływaniem fotonów na siatkówkę mojego oka, lecz jako informację pochodzącą od Boga i przekazaną w sposób korzystający z właściwości mojego układu wzrokowego. Nie występuje tu żadna sprzeczność pomiędzy odbieranymi przeze mnie doznaniami zmysłowymi, ponieważ używam w tym momencie zmysłu wzroku NIE po to, by prawidłowo poruszać się po pokoju, lecz po to, by łatwiej skoncentrować się na zagadnieniu. W tym przypadku mamy pełną analogię ze zwykłą WYOBRAŹNIĄ. Siła wyobraźni jest wzmocniona w porównaniu z przeciętnym przypadkiem, w którym ktoś opowiada mi, na przykład, o słoniu, a ja oczyma wyobraźni widzę przed sobą słonia.

 

Wyobraźmy sobie na koniec, że siedzę na foteliku w laboratorium neuroteologa i postrzegam mojego anioła zstępującego z niebios. Neuroteolog jest w stanie ustalić, jakie procesy w mózgu powodują, że widzę anioła. Procesy te będą podobne w każdym z przypadków 1-3. Ze względu na różny charakter widzianych obrazów, będzie występowała pewna różnica w rozkładzie aktywności mózgu w przypadku 1 i w przypadkach 2-3. Będzie zauważalna być może też różnica pomiędzy aktywnością mózgu w przypadku 2 i w przypadku 3, ale przyczyną tej różnicy będzie głównie różnica w procesach związanych z moją interpretacją zjawiska "anioł" w każdym z tych przypadków. Na fotelu ta ostatnia różnica może zresztą zniknąć, bowiem anioła wywołanego drucikiem neuroteologa potraktuję zapewne dokładnie tak samo, jak potraktowałbym obrazek w książce.

 

Czy neuroteolog ma prawo określić przypadek 3 jako przypadek halucynacji czy omamów? Jeśli zamierza użyć wyników swoich badań do analizy działania układu wzrokowego mózgu w warunkach, gdy wrażenie obrazu nie jest wywołane przez fizyczne bodźce odebrane przez światłoczułe komórki w siatkówce oka, wtedy może śmiało zaszeregować ten przypadek do omamów. Dokładnie z tego samego powodu, dla którego fizjolog ma prawo analizować pracę mięśni dłoni podczas pisania w oderwaniu od treści pisanego tekstu. I tak samo, jak wynik tej analizy NIE nadaje się jako argument w analize treści pisanego tekstu, tak samo powyższe zaszeregowanie zjawiska "widzi anioły" do klasy omamów NIE nadaje się jako argument w analizie stopnia realności informacji odebranej przeze mnie od anioła.

 

Z tego powodu neuroteolog NIE MA PRAWA używać słowa "omamy", gdy omawia przypadek 3 poza gronem swoich kolegów. Poza tym gronem, słowo "omamy" będzie bowiem rozumiane jako odnoszące się do zupełnie innego kontekstu - i stanie się przyczyną EKWIWOKKACJI. Słuchacz zrozumie je (niemal w stu procentach przypadków) jako stwierdzenie, że anioł nie dostarczył żadnych informacji od Boga, lecz po prostu "pacjent" ma omamy i jak zwykle coś sobie wyfantazjował. Określenie "omamy" użyte publicznie w kontekście 3 staje się więc dezinformacją i narusza etyke naukową. W najlepszym przypadku pozostanie zaś logicznie niepoprawną argumentacją przez przemawianie do odruchów za pomocą gry słów.

 

Jest to sytuacja w pełni analogiczna do określania homoseksualizmu słowem "choroba". Jeśli popęd płciowy rozumieć w kontekście celu "zachowanie gatunku", to orientacja homoseksualna JEST chorobą, bowiem utrudnia lub uniemożliwia osobnikowi rozmnażanie się. Ale czy wolno użyć terminu "choroba", gdy mowa o homoseksualizmie w kontekście społeczno-kulturowym, w którym to kontekście bezpośredni udział jednostki w dziele zachowania gatunku nie jest ani obowiązkiem ani celem życia, lecz wolnym wyborem? W tym kontekście nazwanie homoseksualizmu chorobą jest obelżywe, a w najlepszym przypadku demagogiczne, intelektualnie nieuczciwe. Homoseksualizm oglądany z perspektywy społeczno-kulturowej nie jest chorobą bardziej, niż chorobowe jest posiadanie poglądów politycznych.

 

Na zakończenie chciałbym PONOWNIE zwrócić twoją uwagę na fakt, że - niestety - ani nie postrzegam aniołów, ani nie miewam żadnych innych wizji. Jeśli więc zdecydujesz się określać moją wiarę w Boga jako opierającą się na omamach, to NIEZALEŻNIE od kontekstu musisz tak samo określić wiarę dowolnego ateisty. Dowolnego. Z tobą włącznie.

 

Zdrówko -- wuj wyłącznie zbój

 

--

Jarek Dąbrowski (wuj zbój),  14 czerwca 2005