O wierze w zbyteczność wiary
Streszczenie
. Tzw. naukowi ateiści usprawiedliwiają swoją opinię o rzekomej przewadze poznawczej ateizmu nad teizmem twierdząc, że "ateista wie, zaś teista wierzy, wobec tego im kto bardziej racjonalistyczny, tym bliżej mu do ateizmu". Opracowanie niniejsze składa się z dwóch cześci. W pierwszej tłumaczę, że usprawiedliwiając ateizm w taki sposób, popełnia się co najmniej jeden z dwóch kardynalnych błędów: (1) popada się w ekwiwokację, używając słowa "wiara" z jednej strony w znaczeniu "rojenia biorące się z odrzucania wiedzy przyrodniczej" (w tym sensie ateizm jest rzeczywiście pozbawiony wiary - ale teizm też), a z drugiej strony w znaczeniu "przyjmowanie bez dowodu" (w tym sensie teizm rzeczywiście opiera sie na wierze - ale ateizm też), oraz (2) miesza się pojęcia, ignorując różnicę pomiędzy obiektywnymi naukami przyrodniczymi i subiektywną filozofią i gubiąc w ten sposób fakt, że zarówno ateizm jak i teizm są filozofiami przyjętymi bez dowodu i fakt, że ani uleganie rojeniom ani ich odrzucanie nie są wyróżnikami ani teizmu ani ateizmu. Druga część opracowania to ocena próby krytyki tego rozumowania, podjętej przez Mariusza Agnosiewicza ("O tzw. naukowym atezmie i teologii wojujacej") : artykuł pana Agnosiewicza zaczyna sie od samoobalenia postawionej w nim tezy (I.1-7 stanowi w rzeczywistości gładkie uzasadnienie, że argument "ateista wie, teista wierzy" zawiera powyżej opisaną ekwiwokację) i prowadzi przez błędy logiczne (np. II-5 to sweeping generalization, czyli nieuzasadnione uogólnienie szczególnego przypadku) i pobożne życzenia ("Dekalog błędow" wylicza opinie autora i sugeruje, że podanie argumentu jest równoważne dowodowi) do błędów logicznych (użycie treści ostatniego rozdziału "Irracjonalizm" przeciw moim argumentom to kolejny przykład sweeping generalization). Ponieważ wydaje się, że głównym argumentem pana Agnosiewicza jest zarzut, że - w odróżnieniu od ateissty - teista musi poddawać się rojeniom, czyli przyjmować twierdzenia sprzeczne z wynikami badań naukowych, oczekuję od pana Agnosiewicza odpowiedzi w postaci naukowego dowodu, wykazującego w poprawny sposób choćby jeden przykład takiego mojego "rojenia". Niestety, od chwili ukazania się niniejszego tekstu (28 grudnia 2002) do dzisiaj (, ), Mariusz Agnosiewicz nie zdobył się na obronę swojego stanowiska...
Spis treści
Serwis
www.racjonalista.pl zastąpił strony Klerokratii i zgłasza ambicję stania się bazą intelektualną polskich racjonalistów. Od pewnego czasu toczę na tamtejszym forum dosć zabawną dyskusję ("Do 'Wuja Zboja'", "A propos Kołakowskiego...") z jednym z redaktorów, Mariuszem Agnosiewiczem.Dyskuję tę wywołał pośrednio mój artykuł ("Nienaukowość naukowego ateizmu"), zawierający między innymi krytykę błedów logicznych występujących w sztandarowym usprawiedliwieniu tzw. naukowego ateizmu: "Naukowy ateista buduje swój pogląd na świat tylko na podstawie obiektywnej, naukowo weryfikowalnej wiedzy, za to każdy teista musi podpierać się w swoich poglądach pozbawioną podstaw wiarą". Mówiąc krótko: podobno ateista wie, zaś teista wierzy, czyli im bardziej kto racjonalistyczny, tym bliżej mu do ateizmu.Ponieważ takie usprawiedliwienie ateizmu brzmi bardzo silnie i łatwo przemawia do wyobraźni, jest ono przedmiotem powszechnej krytyki ze strony ludzi wierzących w Boga. Niestety, ich krytyka najczęściej chybia celu, gdyż zwykle opiera się na błednym przekonaniu, że aby racjonalnie odrzucic ideę Boga, trzeba wpierw eksperymentalnie udowodnić Jego
nieistnienie. To przekonanie jest błędne, ponieważ na tej zasadzie można równie dobrze uzasadniać, że aby odrzucic racjonalnie wiarę w krasnoludki, trzeba wpierw doświadczalnie udowodnić ich nieistnienie... Przyjęcie takiego eksperymentalnego kryterium nieistnienia prowadziłoby więc automatycznie do inflacji bytów. Bo kto udowodni eksperymentalnie, że nie istnieją krasnoludki, niewidzialne zielone smoki, oraz prześliczne kałapućki? (Proszę nie pytać, co lub kto to kałapućka, bo ja sam nie wiem; zainteresowanych odsyłam do bajki "Porwanie w Tiutiurlistanie" Wojciecha Żukrowskiego.)Aby uniknąc takiej inflacji bytów, racjonalnie myślący ludzie stosują tzw. kryterium ekonomiczne, czyli Brzytwę Okhama: "nie mnóż bytów bez potrzeby
". Nie dowody na nieistnienie, lecz praktyczna potrzeba postulatu o istnieniu danego bytu stanowią więc kryterium decydujące o przyjęciu lub odrzuceniu tego postulatu w racjonalnym obrazie świata. I z tego właśnie względu brak dowodu na nieistnienie Boga nie bardziej świadczy o fideiźmie ateistów niż brak dowodu na nieistnienie krasnoludków świadczy o fideiźmie rodziców tłumaczących dziecku, że krasnale są tylko w bajkach...Powszechność błednej krytyki argumentu "ateista wie a teista wierzy" przez zwracanie uwagi na niemożliwość dowiedzenia
nieistnienia Boga jest zapewne przyczyną, dla której pan Agnosiewicz ma trudności ze zrozumieniem, na czym polega moja argumentacja. Rozpocznę więc od dokładniejszego omówienia mojej krytyki, która co prawda z domaganiem się dowodów na nieistnienie nie ma nic wspólnego, ale mimo wszystko również odnosi się do niemożliwości przedstawienia dowodu - tyle, że chodzi tu o dowód istnienia, a nie o dowód nieistnienia. Dopiero potem przejdę do wyjaśnienia, na czym polegają błędy przedstawione w rozumowaniu pana Agnosiewicza.
Główną treśc tego rozdziału stanowi uzasadnienie, że przeciwstawiając wartość poznawczą ateizmu jako światopoglądu "opierającego się na wiedzy zdobytej przy pomocy nauk przyrodniczych", wartości poznawczej teizmu jako światopoglądu "opierającego sie na przyjmowanych na wiarę, nieudowadnialnych twierdzeniach", popełnia się co najmniej jeden z dwóch kardynalnych błędów:
Nie jest natomiast moim celem ani krytyka ateizmu jako takiego, ani uzasadnianie wiary w Boga. Zwalczam tu nie ateizm, lecz błędy tkwiące u podstaw jego popularnej, naiwnej wersji. Wersji często charakteryzującej sie komiczną w sumie agresywnością biorącą się z poczucia wyższości biorącego się z kolei ze szkolnych błędów w rozumowaniu.
2.1 Czy możliwy jest światopogląd bez metafizyki?
"Naukowi" ateiści gloszą tezę: "my poznajemy prawdę naukowo, teiści polegają na wierze". To blędna teza - ale pod warunkiem, że zarówno teista jak i ateista przyjmują metodę naukową do opisu świata fizycznego, tzn., do opisu świata poznawalnego w ziemskim życiu za pomocą nauk przyrodniczych. Jednak
w tym artykule nie interesują nas ludzie sprzeciwiający się nauce!Przyjrzyjmy teraz sie nauce, teizmowi i ateizmowi z dwóch nieco różnych punktów widzenia. Po pierwsze, przekonamy się bezpośrednio, że tytułowy "światopogląd bez metafizyki" nie może istnieć. Po drugie, zastanowimy sie nad tym, czym jest nauka, w jaki sposób możliwe byłoby zamknięcie światopoglądów w granicach nauki, i jakie byłyby tego konsekwencje.
Obalenie tezy o naukowości ateizmu sprowadza się właściwie do udowodnienia, że:
TEZA 1:
Nazwijmy
soloscientyzmem hipotetyczny światopogląd, w którym nie wydaje się żadnych osądow dotyczących twierdzeń niesprawdzalnych na gruncie nauk przyrodniczych (czyli osądów pozanaukowych, innymi słowy, metafizycznych). Soloscientyzm opiera się więc jedynie na wiedzy uzyskanej z nauk przyrodniczych. Dzięki temu soloscientyzm ma gigantyczną przewagę poznawczą nad teizmem. Twierdzenie "soloscientyk wie, teista wierzy" jest bowiem całkowicie poprawne.Niestety,
soloscientyzm to utopia, a przyczyną jest tu podstawowa własność nauki: jej obiektywność. Nauki przyrodnicze są obiektywne jedynie dzięki temu, że zajmują się tylko i wyłącznie badaniem obiektywnych związków między strumieniami obiektywnych danych (faktów przyrodniczych). Dla zapewnienia obiektywności wniosków naukowych, nauka musi pozostać w granicach wytoczonych jej przez logikę. Wobec tego nauka nie jest zdolna do oceniania swej ontologicznej prawdziwości! Wartość logiczna twierdzeń oceniających swoją własną wartość logiczną jest bowiem nieokreślona, podobnie, jak nieokreślona jest wartość logiczna zdania "to zdanie jest fałszywe" (jest to tzw. paradoks kłamcy). A skoro nauki przyrodnicze nie mogą orzekać o prawdziwości nauk przyrodniczych, to każde stwierdzenie oceniające związek pomiędzy tym, co jest w rzeczywistości a tym, co obserujemy jako strumienie danych i co uzyskujemy w postaci wniosków i teorii przyrodniczych, jest na mocy tego faktu pozanaukowe (metafizyczne).Soloscientyczne są więc tylko nauki przyrodnicze! Już najprostsze zastosowanie ich w codzienym życiu przez istote myśląca - a tym bardziej czynienie z nich pełnej reprezentacji rzeczywistości - jest równoważne dokonaniu zewnętrznej w stosunku do nauki (czyli pozanaukowej) oceny prawdziwości naukowych twierdzeń. Metafizycznego charakteru takiej oceny nie zmienia fakt, że jest ona czyniona zwykle odruchowo.
Nieswiadomość i niewiedza nie czynią nas mądrzejszymi, lecz po prostu bardziej naiwnymi.Spójrzmy teraz z nieco innego punktu widzenia: zobaczmy, jak działa nauka, co z tego wynika dla ontologii, a co dla naszej wolności.
Celem nauk przyrodniczych jest uzyskiwanie informacji pozwalajacych przewidzieć zachowanie się świata i ewentualnie to zachowanie kontrolować. W tym celu naukowcy przeprowadzają doświadczenia, zbierają i przetwarzają ich wyniki, oraz porządkują je w formie teorii. Z praktycznych względów, teoria naukowa musi działać z taką samą skutecznością niezależnie od tego, kto ją stosuje - naturalnie, jeśli użytkownik porusza się w granicach jej ważnosci, wynikających z założeń przyjętych przy jej konstruowaniu. Ten wymóg obiektywizmu jest ważny również dlatego, że dzięki niemu naukowcy mogą wzajemnie sprawdzać swoje wyniki i kontynuować badania prowadzone przez innych.
Podstawowym wynikiem pracy naukowca jest więc
metoda postępowania, czyli odpowiedź na pytanie: jak to zrobić? Nie nalezy dać się oszukać wrażeniu, ze nauka odpowiada na pytanie o istnienie bytów - bo niby jak miałaby to uczynić? Naukowe odpowiedzi mają sens jedynie czysto techniczny, nie ontologiczny.Co to znaczy? Ano niezależnie od tego, jakich pięknych słów naukowiec używa, aby odpowiedzieć na pytanie "dlaczego leje się woda do wanny", jego odpowiedź oznacza zawsze "odkryłem, że kran
został odkręcony!" (akcent na dzialanie), a nie "odkryłem, że kran istnieje!" (akcent na istnienie). Naukowiec odkrył, że wprowadzając pojęcie kranu i kurka oraz podając instrukcję ich obsługi, umożliwia spragnionemu kąpieli narodowi kontrolowanie stanu napełnienia wanny wodą. Naukowiec w ogóle nie wypowiada sie na temat istnienia kranów i kurków!Mówiąc ściślej, nauki przyrodnicze uzywają następującego znaczenia istotnych dla nas słów:
Istnienie:
udokumentowana przydatność do wygodnego opisu tego, co obserwujemy jako wspólne otoczenie[Ale-ale! Czym jest więc wedlug tych rozważań nauka? Właśnie: poznawaniem prawdy o tym, co istnieje. Hmmm... Wuj chyba się tu podłożył i udowodnił wbrew sobie, że soloscientyzm jest możliwy - w postaci nauk przyrodniczych! A skoro w równaniach tych nauk nie wystepuje wielkość o nazwie "Bóg", to soloscientyzm jest ateizmem - i już mamy udowodnioną tezę o wyższości ateizmu nad teizmem.
Ech. Przedwczesna radość. Bo zdanie "nauka jest poznawaniem prawdy o tym, co istnieje" jest wyrażone w terminologii naukowej i wobec tego znaczy jedynie tyle, że "nauka jest rozszerzaniem zakresu ważności zbioru obiektywnych teorii dotyczących spójnych - w ramach danej teorii - opisów zachowania się naszego wspólnego otoczenia". Z ontologią nie ma to nic wspólneg
o, jest to czysta technologia.]Ale żarty na bok (czyli w nawiasy kwadratowe). Najważniejsze, ze żadna z teorii naukowych nie jest w stanie - ze względu na to, ze nauka to obiektywna maszyneria, a nie ze względu na chwilowe niedomagania tejże maszynerii - odpowiedzieć mi na subiektywne acz podstawowe pytanie:
czy teorie naukowe to wszystko, czego ja potrzebuję? W najlepszym wypadku może taka teoria powiedzieć mi, że jeśli za pomocą określonego działania ustawię w określony sposób punkty pracy określonych elementów mojego układu nerwowego, to bedę zachowywał sie w określony sposób, mial określone odczucia i wyznawał określone poglądy. Mogę teraz kazać przysłać sobie piękny folder opisujący te odczucia i poglądy. Ale żadna z teorii naukowych nie powie mi, ani który z poglądow powinienem wybrać dla siebie, ani jaki jest związek któregokolwiek z tych poglądów z tym, co naprawde istnieje. Nauka nigdy nie da mi najmniejszych nawet wskazówek dotyczących istnienia w sensie ontologicznym. Nauka poda mi najwyżej ranking - i to zwykle bardzo staranny - różnych pojęć ze względu na ich przydatność do opisywania i kontrolowania tego, co nazywam naszym wspólnym światem zjawisk fizycznych...Nauka może więc co najwyżej dać mi kluczyk do mózgu i powiedzieć: przekręcając go w lewo zostaniesz zaprzysięgłym ateistą, przekrecając zaś w prawo zostaniesz zaprzysięgłym teistą. Wybór - czyli ocena wartości logicznej twierdzenia, że poza naukową rzeczywistością nie istnieje nic istotnego - należy jednak do subiektywnego mnie, nie do
obiektywnej nauki. No, chyba że prawo państwowe odda tę decyzję w ręce sądu lub zaufanego psychiatry. W takim nowym wspaniałym świecie wszystkie legalne i zdrowe automaty będą jednomyślne! Nie będzie tam wiary. Będzie tylko soloscientyczny ateizm. Albo tylko soloscientyczny teizm. To zależy od reżimu, któremu jako pierwszemu uda się przeforsowac to postępowe, oparte na wnioskach naukowych prawo.Praktyczny soloscientyzm to subiektywna wiara władców, zobiektywizowana poddanym poprzez klonowanie myśli.
2.2. Brzytwa Okhama i milion dolarów w walizce
Ani ateista ani teista nie mnożą bytów. Oboje po prostu różnia się zakresem tego, co uważają za istotne. Oboje uważają swiat fizyczny za źródło istotnych informacji i oboje traktują poważnie wyniki badań naukowych. Ale teista traktuje również swoje (lub cudze) przeczucie Boga jako istotne źródlo informacji. Ateista takich przeczuć nie ma albo uważa je za szum.
Jesli to sformułowanie jest niejasne, to przypomnę słowa Einsteina: "
Pojęcie
wiedzy (pełnej, niepełnej - obojętne, to zależy głównie od stopnia formalizowalności i skomplikowania zagadnienia) dotyczy związku funkcyjnego między strumieniami danych. Pojęcie wiary dotyczy natomiast wyboru reakcji na te strumienie w sytuacji, w których one same w sobie tej reakcji jednoznacznie nie determinują. Taki wybór jest oczywiście uwarunowany stosunkiem psychicznym, subiektywnym.Naturalnie, możliwe są inne definicje wiary i wiedzy. Zbudowane przy ich użyciu zdania mówiące o tym samym obiektywnym fakcie brzmieć będą czasami różnie, lecz muszą nieść tę samą treść - w przeciwnym przypadku świadczyłoby to o nieadekwatności użytych definicji do opisu tego właśnie faktu.
Rzeczywiście, potocznie używa sie często słów "wiara" i "wiedza" w wyraźnie innym znaczeniu, niż ja ich używam mówiąc o teiźmie i ateiźmie. Słowo "wiara" występuje często w "slabym" sensie (wierzy ten, kto odrzuca wiedzę naukowa na rzecz rojeń), zaś słowo "wiedza" l
ubi występować w "silnym" sensie (wie ten, kto uważa, że ma dostatecznie przesłanki). Ale gdyby zgodzić sie na używanie tych potocznych znaczeń w naszym przypadku, to należałoby powiedzieć, że ateista wie, że swiat jest pozbawiony Boga, a teista wie, że na świecie jest Bóg. Jest chyba jest jasne, że takie sformułowanie byłoby niezwykle mylące! Wypowiedzi o teistach i ateistach budowane ze słowami "wiara" i "wiedza" określonymi w ten sposób sugerowałoby, że mówca dopuszcza "A" i "nie A" w ramach jednego zdania, czyli - pozornie - w ramach jednego systemu wiedzy. Jak może dwoje naprawde wiedzących ludzi wiedzieć coś dokładnie przeciwnego? Taka wiedza nie ma z wiedzą naukową nic wspólnego! Ale zwyczajne zastąpienie słowa "wiedza" słowem "wiara" usuwa ten paradoks, pokazując prawidłowo po prostu tyle, ze oba stanowiska (teizm i ateizm) są epistemologicznie równowazne.Warto na sam koniec zauważyć, że zaklasyfikowanie jednego i tego samego stwierdzenia do kategorii "wiedza" lub "wiara" zalezy od kontekstu, a ściślej mówiąc, od dziedziny (zakresu stosowalności) teorii, w ramach której przeprowadzamy klasyfikację. Na przykład, "Bóg jest mi (nie)potrzebny" to wyraz
wiedzy (choć niepełnej), jeśli mowa jest o zebranych przeze mnie doświadczeniach życiowych i o wnioskach, które potrafiłem z tych doświadczeń wyciągnąć. Natomiast dokładnie to samo "Bóg jest mi (nie)potrzebny" jest wyrazem wiary, jeśli mowa jest o możliwości oceny, czy te doświadczenia nauczyły mnie czegoś prawdziwego o rzeczywistym mnie i o rzeczywistym świecie wokół mnie. Podobnie mogę powiedzieć: "wiem, że atomy istnieją" (odnosząc sie do naukowego znaczenia słowa "istnienie", patrz rozdział 2.1.2) albo "wierzę, że atomy istnieją" (odnosząc się do ontologicznego znaczenia słowa "istnieje").
2.4. Różnią nas tylko poglądy metafizyczne
Teistę różni od ateisty tylko wybór takich
pozanaukowych elementów w swiatopoglądzie, jak te dyskutowane w rozdziale 2.1. Teista przyjmuje na wiarę, że rzeczywistość zawiera zarówno świat fizyczny jak i Boga, zaś ateista przyjmuje na wiarę, że rzeczywistość ogranicza się do świata fizycznego. Ateista-agnostyk doda tu uwagę, że ponieważ o rzeczywistości ewentualnie wykraczającej poza świat fizyczny i tak nie może powiedzieć nic, co byłoby sensowne według jego wiary, więc postępuje on tak, jakby nic nie wykraczało.Jak wyjaśniliśmy w rozdziale 2.2, ani teista ani ateista nie mnożą bytów bez potrzeby; oni po prostu różnią się zakresem tego, co uważają za istotne. I tak, teista
uważa za istotne źródła informacji zarówno obiektywne obserwacje będące podstawą nauk przyrodniczych, jak i swoje (lub cudze) subiektywne przeczucie Boga. Ateista albo takich subiektywnych przeczuć (wskazujących subiektywnie na istnienie Boga) nie obserwuje, albo uważa je za szum informacyjny - i dlatego uważa obiektywne obserwacje przyrodnicze za jedyne istotne źródła informacji.Warto powtórzyć, że kluczowymi są tu słowa "
uważa" i "istotne": zarówno w przypadku teisty jak i w przypadku ateisty mamy do czynienia z aksjomatami (założeniami). Są to:Właśnie ze względu na stuprocentowo pozanaukowy (metafizyczny), czysto subiektywny charakter różnic światopoglądowych między teizmem i ateizmem, teza "ateiści poznają prawdę naukowo, teiści polegają na wierze" jest w najgorszym przypadku błedna, a w najlepszym przypadku źle sformulowana. Błąd pojawia się, jeżeli ateista rozumie tę tezę jako stwierdzenie, ze ateizm to światopogląd pozbawiony twierdzeń niesprawdzalnych na gruncie nauk przyrodniczych (rozdział 2.1).
Złe sformulowanie pojawia się, jeśli ateista użyje w niej słowa "wiara" w dwóch różnych znaczeniach, zapominając, że oboje unikają rojeń biorących się z odrzucania wniosków naukowych (rozdział 2.1.2), że oboje muszą przyjmować podstawowe dla ich światopoglądu założenia bez żadnych obiektywnie ważnych wskazówek co do ich słuszności (rozdział 2.1.1), oraz że oboje konsekwentnie stosują brzytwę Okhama (ponieważ oboje mają porównywalnie silne, subiektywne przesłanki, skłaniające ich do wyboru tego czy innego światopoglądu).
2.5. Budowanie światopoglądu metodą naukową?
Warto może na koniec zauważyc, że możliwe jest użycie naukowej metody analizy danych do skonstruowania zarówno ateizmu jak i teizmu. Każda pragmatyczna teoria (czyli taka, której celem jest prowadzenie człowieka przez życie) opiera się bowiem na założeniach ontologicznych ("istnieje to i tamto") i teoriopoznawczych ("źródłem informacji jest to i tamto, kryteria prawdziwości informacji są takie a takie"). Jest tak w teoriach nauk przyrodniczych, gdzie akceptujemy jedynie
obiektywne źródła. Jest tak również w teoriach światopogladowych, gdzie akceptujemy z konieczności również subiektywne źródła, ponieważ dopełnienie nauki do światopoglądu wymaga sięgnięcia poza naukę (rozdział 2.1.1). Dlatego metoda naukowa jest stosowalna do analizy i budowy teorii tak naukowych jak i światopoglądowych. Światopoglądy budowane naukowo odrzucają "wiarę w krasnoludki", czyli zaśmiecanie niepotrzebnymi lub wręcz szkodliwymi elementami.3. Komentarze do artykułu Mariusza Agnosiewicza
Ponieważ Mariusz Agnosiewicz wielokrotnie domagał sie szczegółowych komentarzy na temat jego równie szczegółowych wypowiedzi na poruszone tu tematy, pozwalam sobie na wycieczkę po jego artykule punkt po punkcie. Mam przy tym nadzieję, że pomoże to nam wyjaśnić sobie wiele nieporozumień w naszej dotychczasowej korespondencji na forum
i że nie skończy się to awanturą.Jest to jedyny raz, kiedy pozwalam sobie na odpowiadanie słowo na słowo. Zdaję sobie sprawe, że w normalnych warunkach tego typu dyskusja nie ma żadnego sensu: dlatego zresztą tępiłem (i będę tępił) tego typu odpowiadanie na forum. Ale skoro Mariusz prosił... Mam nadzieję, że ta odpowiedź pomoże Mariuszowi lepiej zorientować się, na co powinien zwrócić uwagę w swojej rozmowie ze mną, jakiego typu argumentów powinien używać, oraz w jaki sposób powinien porządkować swoje wy
powiedzi, aby uniknąć nieporozumień i niezamierzonych przekłamań w przekazanej treści.
To interesujący rozdział, ponieważ ilustruje on w wielu miejscach, na czym polegają i skąd sie biorą typowe błędy zawarte w dręczonym tu przez nas stwierdzeniu, że "ateista wie, a teista wierzy".
Dla ustalenia wartości logicznej krytyki teizmu (wyrażonej w "ateista wie, a teista wierzy") nie ma żadnego znaczenia, jaki sens podkładały różne szkoły filozoficzne pod pojęcie metafizyki. Nie mówimy tu bowiem o języku, lecz o faktach wyrażanych za pomocą języka. Oczywiście, należy uzgodnić zawartość pojęciową używanych przez nas słów. Zwróć więc uwagę, że kiedy
po raz pierwszy napisałem "metafizyka", wyjaśniłem od razu opisowo, co mam na myśli: wypowiedzi ponadnaukowe, poza-fizyczne, wypowiedzi nieweryfikowalne na bazie nauk przyrodniczych. Dalej pisałem zwykle po prostu "metafizyka", bo wciskanie w każdą linijkę długiej definicji każdego użytego słowa nie służy czytelności tekstu.W rozdziale 2 wyjaśniłem, na czym polega ekwiwokacja (punkt 2 we wstepie do rozdziału 2 i rozdział 2.4) i pomieszanie pojęć (punkt 1 we wstępie do rozdziału 2 i rozdział 2,1) w tezie, którą nazywasz tu poprawną.
Bez względu na rozumienie metafizyki faktem jest, że albo mamy w tej - twoim zdaniem poprawnej - tezie albo ekwiwokację, albo pomieszanie pojęć, albo stanowi ona jedynie niezgrabnie napisane zdanie, z którego nic nie wynika.Widać to wyraźnie z twojego dalszego rozumowania:I tu właśnie masz pierwszy problem! Ponieważ fideizmu pozbyli sie naukowi ateiści w dokładnie takim sensie, w jakim pozbyłem sie go na przykład ja, teista i katolik. Nikt z nas nie oddaje sie rojeniom, czyli tezom sprzecznym z wynikami badań naukowych (chyba, że ktoś
uważa pozanaukowe wnioski za naukowe - wtedy rzeczywiście ten ktoś roi pseudonaukowo). Udowodnij mi, że roję, a cię ozłocę.Drugim problemem jest tu popełnione przez ciebie nadużycie polegające na zdefiniowaniu poznania naukowego jako "pradygmatu poznania" (to jeszcze jest całkiem OK, bo z żadnej definicji nic nie wynika) i nastepne używaniu tej definicji do wartościowania zarówno ateistycznych jak i teistycznych tez pozanaukowych. Używając naukowo zdefiniowanego pojęcia poznania w pozanaukowym kontekście
wprowadziłeś bowiem kuchennymi drzwiami bardzo silne założenie metafizyczne dotyczące struktury rzeczywistosci: założyłeś, ze sens ma tylko to, czego nauczy nas obiektywna nauka. Masz prawo do tego założenia, Ale nauki przyrodnicze nie dają ci najmniejszych podstaw to jego uczynienia. To jest zalożenie uczynione na wiare - to jest czystej wody fideizm. Taki sam fideizm, jak z fideizmem jest związane moje przyjęcie istnienia Boga (rozdzial 2.3).Jesli porownujemy status teoriopoznawczy ateizmu i teizmu, to problem konfuzji znaczeniowej nie wystąpi, jeśli bedziemy używali definicji podanych przeze mnie (patrz definicje w rozdziale 2.3 oraz przykłady użycia słów wiara i wiedza na jego końcu) - naturalnie pod warunkiem, że będzie
my mówili jedynie o teistach i ateistach nie odrzucających nauki. Natomiast pojawia się ten problem z całą mocą w przypadku zastosowania definicji zaproponowanych przez ciebie. Proponujesz tu "silną" definicje wiedzy i "slabą" definicje wiary. Wyjaśniłem w rozdziale 2.3 (który jest w większosci przepisany z naszej dyskusji na forum - to tekst, na który obiecałeś odpisać "we wtorek" i w końcu nigdy nie odpowiedziałeś), że według takich definicji nie wierzysz ani ty, ani ja - oboje wiemy, choć wiemy co innego...Przyjrzymy się więc twojemu rozumowaniu, a w szczególności założeniom w nim ukrytym:
Po pierwsze, jest ten tekst troche chaotyczny. Nie bardzo bowiem wiadomo, o jakiej "wierze" mówisz w poszczególnych jego fragmentach. Pierwsze zdanie sugeruje, że nie chodzi ci o wiare w sensie "przyjmowania bez dowodu", lecz o wiare w sensie "antynaukowe rojenia". Jeśli tak, to całe rozumowanie jest walką z wiatrakami, bo nikt tu nie twierdzi, że każdy światopogląd potrzebuje antynaukowych rojeń! Natomiast faktem jest, że każdy światopogląd potrzebuje "przyjęcia czegoś bez możliwości dowodu". Ale jeśli o takiej wierze mówisz, wtedy twoje uwagi o "wydumaniu" świadcza o tym, że pogubiłeś sie w rozumowaniu i w pojęciach.
Po drugie, nie jest prawdą, że teista musi dokonywać jakichkolwiek zbytecznych aktów wiary (rozdział 2.2). Racjonalnie myślący człowiek nie wierzy w krasnoludki, bo wie mu to jest do niczego nie potrzebne. Wierzy zaś w Boga (albo w niego nie wierzy), bo
uważa, że jest mu to potrzebne (albo, że zbyteczne). (Jeśli dziwi cię użycie słowa "wiem" w stosunku do krasnoludków i słowa "uważam" w stosunku do Boga, to przeczytaj jeszcze raz ostatni paragraf rozdziału 2.3 - i kontekst tych wypowiedzi powinien stać się jasny.)Po trzecie, nie jest prawdą, że jeden akt wiary teisty musi pociągać za sobą nastepny akt wiary. Przypisujesz tu teistom pewne zabawne cechy charakteru, zapominając przy tym, że właśnie z teistą rozmawiasz. Jeśli zamierzasz więc pozostać przy tym twierdzeniu, to proszę wyokaż słuszność tego twierdzenia w moim przypadku. Inaczej pozostanie to nieuzasadnionym uogólnieniem przypadków szczególnych.
Po czwarte,
dodam dla pełnej jasności: jak uzasadniłem, mieszanie pojęc wystepuje nie u wuja, lecz u tzw. naukowych ateistów, w szczególności w tezie "ateista wie, teista wierzy" (patrz rozdział 2.1) oraz, na przykład, w twoim powyższym paragrafie (patrz pierwszy akapit tego komentarza)...Po pierwsze, wypadnie mi podkreślić, że podany przez ciebie przykład z encykliki nie ma nic wspólnego z domniemanym odstawianiem przez teiste (w tym przypadku katolika) nauk przyrodniczych na boczny tor, a tym bardziej z domiemanym zastąpianiem przez niego wniosków naukowych antynaukowymi rojeniami. Tekst ten po prostu zwraca uwagę na oczywisty dla człowieka wierzącego w Boga fakt,
że prawdziwy postęp bierze sie jedynie z zaufania Bogu, a nie z zaufania człowiekowi. Nie ma to absolutnie nic wspólnego z odrzucaniem czy akceptowaniem nauki. Jest to natomiast krytyka (uczyniona z punktu widzenia człowieka wierzącego w Boga) przedstawiania ludziom takiego obrazu świata i nauki, który powoduje fałszywe wrażenie, że nauka jest w stanie dostarczyć nam wniosków metafizycznych.Po drugie, zarówno twierdzenie, że rozum jest samowystarczalny, jak i twierdzenie, że rozum bez Objawienia jest bezrady lub zagubiony, są twierdzeniami czysto metafizycznymi. Nie ma absolutnie żadnych metod naukowych, które pozwoliłyby sprawdzić obiektywną prawdziwośc ani jednego, ani drugiego twierdzenia. Zarówno twoja opinia na temat rozumu ludzkiego, jak i opinia p
apieża, maja tu identyczny status fideistyczny. Przyjęcie lub odrzucenie jednej czy drugiej zależy od przyjętych uprzednio kryteriów wartości (punkt 2 z listy w rozdziale 2.4) i nie sprzeciwia sie zasadzie ekonomicznej (rozdział 2.2).Po trzecie, nieprawdą jest, że "
wszelki zaś aspekt tego co nazwać możemy 'wiarą' u ateisty racjonalistycznego, wynika tylko z konieczności naturalnych, których żaden człowiek przełamać nie może". Problem polega tu na słowach "tylko" i "żaden". Na przykład, wiara w realność tego świata nie jest podzielana przez wszystkich ludzi. Czym innym jest reakcja na ból, a czym innym wiara w znaczenie tego bólu! Twoje "konieczności naturalne" dotyczą jedynie ludzi, którzy czynią wszystko odruchowo, bez refleksji. W momencie, w którym pojawia się refleksja, pojawiają sie subiektywne opinie i subiektywne preferencje. Twoją "konieczność naturalną" mógłbyś zaszczepić wszystkim jedynie poprzez wypranie im mózgów, i to niekoniecznie metodą science-fiction podaną w rozdziale 2.1.2. Wystarczy dostatecznie długo trąbic o wyższości poznawczej "naukowego" ateizmu nad "fideistycznym" teizmem. Dostatecznie długie powtarzanie uczyni w wszystkiego "prawdę"!Po czwarte, nieprawdą jest, że
w odróżnieniu od wuja (który śmiało wierzy w to, w co chce wierzyć), ateista kieruje się "zdrowym rozsądkiem i oczywistością". Jest błąd logiczny identyczny z występującym w "ateista wie, teista wierzy". Zarówno wuj-teista jak i ateista przyjmują tak światopogląd, który uważają za najbardziej sensowny - czyli za najbardziej warty zaufania. Czyżbyś twierdził, że choć wolisz zaufać idei, którą uważasz za idiotyczną i zgubną dla ciebie, to jednak nie ufasz jej, bo wolisz zaufać tej, którą uważasz za najbliższą prawdy??? Trochę to byłoby nielogiczne, prawda? A może twierdzisz, ze ty po prostu nie masz wyboru, bo twoje przekonanie o tym, że świat jest pozbawiony Boga jest tak silne, że nic na to nie możesz poradzic??? Troche byłoby to przejawem neurozy, prawda? Różnica pomiędzy nami nie polega na zastosowanym kryterium wyboru. Różnica polega na tym, że ja sobie zdaje sprawe z tego, co to za kryterium i ile jest ono warte. I ja i ty kierujemy sie zdrowym rozsądkiem i oczywistością - każdy według swojego rozsądku i swojej oczywistości.Po piąte, ateiści nie tyle nie popadają w fideizm (bo to unikanie fideizmu to cel szczytny lecz utopijny), lecz trwają przy takim obrazie świata, który uważają za minimalistyczny (albo: który jest z ich puktu widzenia minimalistyczny). Podobnie teisci (a przynajmniej wujo) trwa przy takim obrazie świ
ata, który uważa za minimalistyczny (albo: który jest z jego punktu widzenia minimalistyczny). Zobacz raz jeszcze rozdział 2.3.Jeśli pokażesz mi moje rojenia i udowodnisz (przekonasz mnie), że są one głupsze, choć odrobinkę mniej prawdopodobne, niż rojenia twoje - to proszę bardzo, będziesz mógł mówić o mnie nawet "idiota". Ale do tego czasu pohamuj się i zastanów się nad tym, co napisałem w pierwszej części tego artykułu.
Na ochłode przypomne ci, co napisałem na forum w odpowiedzi na twoje tego typu dywagacje:
II-4: Co wynika z niepewności teorii poznania?
(1) Nie zastepuję rojeniami (anty-naukowa wiarą) naukowego poznania swiata fizycznego. (2) Jeśli rojeniem nazwałeś wyjście poza materializm, wpadłeś w błędne kolo: by odróżnić takie rojenia od nie-rojeń, musisz miec przedtem PEWNĄ teorię poznania!
Coś mi się widzi, że według ciebie nazwa determinuje byt...
"Filozofia naukowa" o której piszesz nie ma nic wspólnego z nauką, poza używaną terminologią i poza metodologią przejętą
z nauki (gdzie stosowana jest ona do badania obiektywnych danych) i przeniesioną do filozofii (gdzie stosowana jest ona do badania subiektywnych danych). Jest to dokładnie ta sama metodologia i ta sama terminologia, których ja używam (ok, z terminologią bywa tu różnie, bo nie czuję się niewolnikiem języka). Dodanie przymiotnika "naukowy" nie czyni cudownej przemiany subiektywizmu w obiektywizm oraz fantazji w prawde absolutna!Nie jest dla mnie istotne, jak zaklasyfikujesz swój światopogląd. Możesz nazywać go wedle swojej woli; mnie interesuje tylko, zebyś nie propagował agresywnych wobec teistów stwierdzeń, które zawierają podstawowe błędy logiczne - a takim jest "ateista wie, zaś teista wierzy". Stonuj swoje artykuły, usuń z nich wyzwiska i arogancję,
przestań imputować głupotę i rojenia ludziom wierzącym w Boga - a wszystko będzie w jak najlepszym porządku. Nie mam nic do ateistow, czy to konsekwentnych czy to niekonsekwentnych - ale na świadomą lub nieświadomą manipulację słowami "nauka", "wiedza" i "wiara" nie mogę pozwolić. Chociażby dlatego, że myślenie nie powinno polegać na praniu cudzych mózgów!Po pierwsze, nie stoję na gruncie żadnych prawd ostatecznych, bo zdaję sobie sprawe z tego, że do żadnych prawd ostatecznych dostępu nie mam - nawet, jeśli ktoś mi je do głowy napcha, to i tak nie będę wiedział, czy napchano mi prawdę, czy fałsz.
Po drugie, przypominam ci, że jakakolwiek opinia o tym, czym jest prawda do której ktokolwiek czy cokolwiek zdąża, jest opinią
metafizyczną (jakby się kto pytał, to chodzi mi tu o pozanaukowość), a nie obiektywnie weryfikowalnym twierdzeniem naukowym. Może to być też zwyczajna, techniczna definicja, podniesiona przez filozofa cichaczem do statusu twierdzenia metafizycznego i pomylona przez nieuważnych czytelników z jakąś prawdą objawioną na temat tego, jak dziala nauka.O
Popperze odpisałem ci chyba jasno (niestety, nie odpowiedziałeś, bo od krótkich wypowiedzi na dobrze określony temat wolałeś wymieniać elaboraty):Mariusz (z Poppera):
"Twierdzimy bowiem, że od nauki możemy dowiedzieć się czegoś o strukturze naszego świata, że teorie naukowe mogą dostarczać autentycznie zadowalających wyjaśnień."Po trzecie, mowa o ocenie prawd
opodobieństwa ma sens jedynie w granicach nauki. Taka ocena polega wtedy po prostu (z grubsza) na tym, że liczy się ilość faktów, które powinny być opisywane przez daną teorię, waży się te fakty ze współczynnikami określającymi względną potrzebę prawidłowego opisu tych faktów dla osiągnięcia praktycznego celu stawianego przed tą teorią, potem liczy się w podobny sposób ilość faktów rzeczywiście opisanych i waży sie ją zarówno ze stopniem zapotrzebowania na ich opis jak i ze stopniem dokładności uzyskanego opisu - a na koniec dzieli się jedno przez drugie. Wynik przemnaża się jeszcze przez arbitralny współczynnik elegancji i intuicyjności - i porównuje się końcowy rezultat z jedynką. Im bliższy jest on jedynki, tym teoria jest lepsza (bardziej prawdopodobna). (Naturalnie, w praktyce nikt nie wypisuje tych idiotycznych cyferek. Chodzi tu po prostu o zilustrowanie sposobu myślenia, który prowadzi do oszacowania prawdopodobieństwa, o którym mówisz).Podkreślam, że taka procedura ma jakikolwiek obiektywny sens jedynie w przypadku oceny prawdopodobienstwa prawdziwosci (w sensie naukowym) teorii naukowej. Absurdem jest stosowanie tej metody do uobiektywniania (szacowania "stopnia obiektywności") fundamentalnie subiektywnych (intrinsically subjective) teorii metafiz
ycznych - w naszym przypadku ateizmu lub teizmu. Jest to absurd z tego prostego powodu, że wynik zastosowania tej procedury da dowolną liczbę z przedziału od zera do jedynki (czyli od bzdury do pewności) w zależności od prywatnych przekonań oceniającego. Jeśli nawet nie bardzo rozumiesz, czemu ateizm jest subiektywny a nie obiektywny, to powinienieś przynajmniej zauważyć, że według zasad matematyki taka nieoznaczoność wyniku świadczy o złym postawieniu problemu!Po czwarte - przeczytaj waść uważnie rozdział 2.5. Dziękuję.
Ad II: "Dekalog błędów Wuja Jarka"
Dekalog ten nie zawiera, niestety, zbyt wiele argumentacji - jest to właściwie tylko spis kategorycznie wyrażonych opinii. Właściwy tytuł tego rozdziału powinien brzmieć nie "Dekalog błędów", lecz "Protokół rozbieżności", zakładam bowiem, żespis ten nie został wyryty przez Nieistniejącą Moc na twardym dysku i wręczony panu Agnosiewiczowi na iglicy Pałacu Kultury w mieście stołecznym Warszawie.
Ponieważ analizuję protokół rozbieżności przedstawiony w formie przypominającej koncept spisu treści pracy magisterskiej studenta historii filozofii, jest w moich odpowiedziach wiele powtórzeń z tego, co powiedziałem wcześniej, czy to w tym artykule czy to w dyskusji na forum. Jest też omówienie licznych w tym pr
otokole nadużyć i błędów.Ekwiwokacja, prosze pana, to nie jest używanie jakiegoś słowa w innym znaczeniu, niż pan to lubi. Ekwiwokacja to błąd logiczny polegający na wnioskowaniu według innego znaczenia słowa, niż to wynikające z kontekstu. I dlatego właśnie błąd ekwiwokacji popełnia pan, a nie ja (patrz punkt 2 we wstępie do rozdziału 2, oraz rozdział 2.4). Na wypadek, gdyby ciągle nie było jasne, w którym miejscu pojawia się ten błąd, powtórzę, dodając dodatkowe objaśni
enia...Otóż ekwiwokacja zawarta w argumentacji "ateista wie, teista wierzy" polega na użyciu słowa "wiara" w jednym znaczeniu po prawej stronie równania porównującego wartość poznawczą ateizmu i teizmu, i w zupełnie innym znaczeniu po lewej stronie tego
równania:Żeby równanie to miało sens, wiara_L i wiara_P muszą być tak samo zdefiniowane; w przeciwnym razie porównujemy gruszkę z piertuszką. I tu kryje się problem, ponieważ aby uzasadnić użycie znaku ">" w tym równaniu, stosuje się rozumowanie, używające następujących definicji:
Uzyskana w ten sposób sieczka pojęciowa zwana szumnie "poprawnie zdefiniowanym fideizmem" staje się podstawą "racjonalistycznego" poczucia wyższości ateistów nad teistami i nie tylko prowadzi do - mówiąc delikatnie - arogancji (którą można bez trudu zaobserwować chociażby w artykułach publikowanych na
www.racjonalista.pl i w zachowaniu się redakcji tego serwisu wobec oponentów na tamtejszym forum dyskusyjnym), lecz na dodatek powoduje, że karmieni nią słuchacze wciągani są w ideologię, która wcale im nie pasuje ale którą czują się zobowiązani przyjąć ze względu na jej rzekomą "naukowość". A najzabawniejsze jest to, że usunięcie ekwiwokacji zmienia w równaniu znak nierównosci na znak równosci!Rzeczywiście, podstawmy pod wiara_L i wiara_P to samo znaczenie. Zacznijmy od zdefiniowania wiary jako rojeń i sprawdźmy prawdziwość zdania:
R2: wartość_poznawcza(rojenie(brak), ateista) > wartość_poznawcza(rojenie(jest), teista)
(ateiści nie muszą mieć rojeń, teiści muszą mieć rojenia)
Ponieważ nie ma żadnego powodu, żeby teista pakował do swojego światopoglądu rojenia (czyli twierdzenia sprzeczne z naukowymi ustaleniami), powyższe twierdzenie jest
fałszywe. Jeśli szanowny pan się z tym nie zgadza, to czekam na jeden (słownie jeden) udowodniony naukowo przykład mojego rojenia (mojego, nie pana Ciupciewicza z Pcimia Dolnego). Ponieważ takiego przykładu nikt jeszcze nie dostarczył, uznaję równanie R2 za fałszywe. Prawidłowa jego forma brzmi:R2a: wartość_poznawcza(rojenie(brak), ateista) = wartość_poznawcza(rojenie(brak), teista)
(ateiści nie muszą mieć rojeń, teiści nie muszą mieć rojeń)
A co stanie się, jeśli podstawimy pod wiara_L wiara_P konieczność przyjmowania tez bez dowodu? Zdanie
R3: wartość_poznawcza(aksjomat(brak), ateista) > wartość_poznawcza(aksjomat(jest), teista)
<>(ateiści nie muszą przyjmować aksjomatów, teiści muszą przyjmować aksjomaty)
jest ewidentnym absurdem, prawda szanowny panie? Prawidłowa wypowiedź brzmi:
R3a: wartość_poznawcza(aksjomat(jest), ateista) = wartość_poznawcza(aksjomat(jest), teista)
<>(ateiści muszą przyjmować aksjomaty, teiści muszą przyjmować aksjomaty)
Końcowy wniosek jest trywialny, jak cała ta dyskusja:
wartość poznawcza ateizmu jest równoważna wartości poznawczej teizmu. Zarówno teista jak i ateista mogą spokojnie wierzyć, że poznają świat tak, jak należy, zaś jakiekolwiek poczucie wyższości uzyskane (rzekomo) na podstawie nauki jest przejawem albo niezrozumienia metody naukowej, albo wiary tak silnej, że aż zagłuszającej racjonalizm. Jeśli taka wiara występuje u teisty, ateiści nazywają ją fanatyzmem religijnym. U ateisty należałoby wiec ją nazwać fanatyzmem areligijnym... Prawda, proszę pana?2. Świadome bądź nieświadome mieszanie wielu pojęć (wiary z rojeniem, racjonalnych wniosków z odkryć naukowych Persingera z metafizyczną wiarą, słuszności z prawdą, aksjomatyzmu z fideizmem, minimalizmu z prostotą i in.)
Mieszanie pojęć, proszę pana, to błąd podobny do ekwiwokacji i polegający na tym, że człowiek nie jest w stanie skoncentrować myśli na istocie sprawy, ponieważ przekrywają mu się w umyśle pojęcia, które powinny być rozdzielone. Przykład mieliśmy chociażby w punkcie I.5 pańskiego artykułu, gdzie różne treści pojęciowe ze słowa "wiara" pływały obok siebie, tworząc chaotyczną zupkę pojęci
ową.Dla pana jednak "mieszanie pojęć" to po prostu stwierdzanie, że pan się myli... Spójrzmy na wyliczone przez szanownego pana przykłady:
Mieszanie wiary z rojeniem
O tym mówiliśmy przed chwilą... Pana obrona tezy R1 jest pięknym przypadkiem mieszania wiary z rojeniem. Natomiast ja określam i separuję pojęcia tego typu bardzo starannie i ze szczególnym zwróceniem uwagi na kontekst wypowiedzi (patrz rozdział 2.3) - i właśnie dlatego zauważam błędy popełniane przez "naukowych" ateistów w ich krytyce tei
zmu.Mieszanie racjonalnych wniosków z odkryć naukowych Persingera z metafizyczną wiarą
Trzeci przypadek przypisywania oponentowi swoich błędów. Szanowny pan odnosi się do następującego swojego stwierdzenia z wątku
"A propos Kołakowskiego...":Mariusz (cytując Persingera
): "...religia jest właściwością mózgu, i tylko mózgu. Nie ma nic wspólnego z jakimiś zewnętrznymi zjawiskami czy bytami."I na tym skończyło się dla pana rozumowanie: Persinger bowiem powiedział, wydrukowali mu, howgh, amen. Interesującym byłoby więc zobaczyć ślady pańskich dalszych kroków myślowych, ilustrujących zrozumienie problemu, a nie tylko umiejętność wyszukiwania w pamięci tekstów i kopiowania ich fragmentów d
o edytora. Chcę usłyszeć od pana odpowiedź na odpowiedź, którą panu wtedy udzieliłem. Miałem usłyszeć ją "we czwartek", ale czwartek przeszedł w ciszy i spokoju. Może więc teraz? Proszę przeczytać raz jeszcze:Wuj:
Ja zaś przypomnę ci, co napisałem w liście, na który odpowiadasz:Wuj: Gdyby był możliwy światopogląd, w którym nie wydaje się żadnych osądów metafizycznych (pozanaukowych, czyli dotyczących twierdzeń niesprawdzalnych na gruncie nauk przyrodniczych),
(przyznaję, podkreślenia tam nie było - ale czy muszę panu wszystko ołóweczkiem podkreślać?)
Proszę więc już więcej nie przerzucać swoich błędów na mnie, ale skoncentrować się na merituum i odpisywać rzeczowo, nie ideologicznie. A teraz przejdźmy do dalszych przykładów mojego "mieszania pojęć":
Mieszanie słuszności z prawdą
Jak rozumiem, ma być to odnośnik do definicji prawdy... Sprawę tę omówiłem dziś przy okazji pańskiego punktu I.7 (drugi pański akapit w punkcie I.7, zaczynający się słowami "Po drodze"). Jeśli ktoś tam coś pomieszał, to
nie ja...Mieszanie aksjomatyzmu z fideizmem
Wygląda na to, że zdefiniował sobie pan Agnosiewicz fideizm jako "to, co mają teiści, a czego ateistom brak", potem dookreślił fideizm jako "be" - i już wniosek naukowy stoi jak byk! Wuj natomiast wszystko pomieszał, bo wniosku takowego wyciągać nie zamierza. Pewno winne jest tu pranie wujowego mózgu najpierw na zbytecznych wykładach, a potem w pracy. I upiera się wujo tępo, że albo mówimy o aksjomatach ateistycznych i teistycznych, albo o rojeniach ateistycz
nych i teistycznych (patrz uprzejmie odpowiedź na punkt II.1), ale w żadnym przypadku nie ma sensu mówić o Angnosiewiczowym "fideiźmie", który to fideizm definiowany jest na potrzebę pochwały ateizmu jako brak rojeń, a na potrzebę krytyki teizmu definiowany jest jako przyjmowanie aksjomatów.Czy muszę na zakończenie podkreślić, że moje "wuj pomieszał" to była ironia, a nie przyznanie, że komukolwiek wolno wnioskować na podstawie definicji?
Mieszanie minimalizmu z prostotą
Osobom postronnym, które miały cierpliwość doczytać do tego miejsca powiem, że pan Agnosiewicz ma tu na myśli moje uwagi na temat solipsyzmu, zawarte w artykule
"Nienaukowosc naukowego ateizmu". Usłyszałem oto od niego na forum ("A propos Kołakowskiego...") następują uwagę na ten temat:Mariusz: 3. Przejdźmy dalej: "oszczedne (czy jest to najprostsze wyjasnienie, wymagajace najmniejszej ilosci zalozen?)". I o ateiście: "czy teoria odbicia jest teoria najprostrza? Nie, poniewaz wprowadza "niepotrzebne byty", takie jak atomy albo inni ludzie. Najprostsza teoria jest solipsyzm, teoria wedlug ktorej istnieje jedynie ja, zas cala reszta jest wytworem mojej swiadomosci. Kto tnie brzytwa Okhama ... jak leci, ten musi zostac solipsysta."
Otóż znów się wujowi pokręciły pojęcia: minimalizm z prostotą. Fatalna pomyłka... Że solipsyzm najbardziej zredukował rzeczywistość nie znaczy to bynajmniej, że jest najprostszym jej wyjaśnieniem! Przeciwnie, wikła nas w szereg poważnych problemów teoretycznych, których opisywanie musiałoby mieć formę osobnego artykułu. Za klasycznego przedstawiciela solipsyzmu uznaje się Berkeleya. I jak wiadomo zmagał się bardzo dzielnie z teoretyczną spójnością swej "najprostszej" teorii wyjaśniającej rzeczywistość, ale ostatecznie musiał "pomóc" sobie koncepcją boga, bo inaczej solipsyzm mu się kupy nie trzymał. Realizm nie jest wprawdzie tak minimalistyczny, ale jest znaczne prostszym wyjaśnieniem. W gruncie rzeczy (troszkę niestosowne to określenie na tle dyskusji jaką prowadzimy) solipsystyczne "obcięcie rzeczywistości" nie jest takie proste jak mogłoby się nam to wydawać. Świadczy o tym fakt, że to "proste" wyjaśnienie nie zyskało aż tak wielu sympatyków. Na szczęście, dzięki wstawiennictwu Einsteina wuj obronił ateistę przed zamachem ockhamowym. Co zrozumiałe samo przez się - kolejna teza wuja bardzo dobrze przeszła kolejny test na naukowość.
[nota bene: najprostsza nie pisze się przez erzet.]
Wuj: Najprostszy solipsyzm jest trywialny: podział na świat zewnętrzny i wewnętrzny to rozgraniczenie percepcyjne, lecz "maya" podlega prawom i fizyki i psychologii.
Taki trywialny solipsyzm unika nadawania atrybutu istnienia atomom. On po prostu traktuje atomy jako wygodny sposób opisu mai - czyli przejawu istnienia obserwatora, przejawu "schizofrenicznie" zafałszowanego ograniczoną samoświadomością tegoż obserwatora. Tu istnieje tylko jeden byt, a opis całości jest identycznie prosty, jak przy założeniu istnienia niezliczonych zylionów bytów świata materialistycznego. Tyle, że myśl europejczyka zwykle nie lubi takich samotności we wszechświecie, na dyskotece i na ringu bokserskim - europejczyk woli szukać, kochać i bić bliźniego, a nie siebie samego.
A tak poza tym to szanowny pan starannie omija używany często przeze mnie cytat z Einsteina: "Teoria powinna być tak prosta, jak to możliwe, ale nie prostsza". Przypominam, że podaję go w kontekście brzytwy Okhama, zwracając uwage na to, że nie tylko ilość elementów na sztuki sie liczy, lecz także to, jak ma się uzyskany opis do oczekiwań autora. Mieszczą się w tych oczekiwaniach takie rzeczy, jak zakres działania, łatwość stosowania w praktyce, zgodność wniosków z intuicją w obszarze, w k
tórym brak obiektywnych danych do obiektywnego sprawdzenia wniosków, oraz tak zwana elegancja...Tego typu antywujowe zarzuty biorą się pewno stąd, że szanowny pan Agnosiewicz dużo w życiu naczytał się o teoriach, o nauce, o filozofii... Ale nie z czytania bierze się zrozumienie, proszę pana. Żeby zrozumieć, trzeba praktykować! A zanim zacznie sie pouczać, warto przedtem zrozumieć...
Wow! W ten zgrabny sposób szyje pan Agnosiewicz argumenty do kupy. Potrafi pan Agnosiewicz uzasadnić, że teoria odbicia nie wzięła sie z leninizmu - i tu zobaczył pan Agnosiewicz szansę. Skoro wuj napisał bowiem w "
Nienaukowości naukowego ateizmu" słowa: "teoria odbicia (leninowska zresztą)", to wuj oczernia teorie odbicia leninizmem; skoro zaś już wiemy, że oczernia, to łatwo się zgodzic, że oczernia i fideizmem (który jest oczywiście be, bo jak wiadomo ateiści nie muszą wierzyc, a teiści muszą i są poza tym głupi i perfidni).Niech pan Agnosiewicz wyobrazi więc sobie (albo poczyta, jeśli w wyobraźni to mu się nie mieści), że wujowi teoria odbicia nie przeszkadza i że nie raczył przeciwko niej występować, natomiast raczył zwracać uwage na to, że rzeczona teoria jest mu obojętna. Podobnie zresztą jak leninizm i marksizm; niechęć wuja zaczyna się od stalinizmu, bo tam dopiero - wedle skromnej wiedzy wuja o sprawach, które go minimalnie interesują - fantazje ateistyczno-władcze z
mieniają się w praktycznie usankcjonowane morderstwa. Natomiast wujowemu pokoleniu teoria odbicia jako taka z leninowską kojarzy się choćby dlatego, że w wujowych czasach filozofię wykładali zwykle marksiści - a teoria odbicia (leninowska oczywiście) była jednym z "argumentów" za tym, jak wspaniale naukowy jest marksizm.Jeśli przymiotnik "leninowski" uraża twoje uczucia polityczne, mogę go usunąc (nie jest on tam do niczego istotnego potrzebny). A jeśli nie uraża, to skoncentruj się waść na faktach, zaś płachty na byka schowaj proszę do lamusa. Niekoniecznie leninowskiego.
Co do "oczerniania fideizmem", to wypada mi tylko poprosić pana Agnosiewicza o naukowy dowód prawdziwości teorii odbicia. Dostanę ten dowód - i wycofam się w głębokich ukłonach: Ale jeśli nie dostanę, będę nabijał się z naiwnosci i pustej arogancji "naukowych" ateistów, którzy nauczyli się na pamięc cytatów z książek o nauce, lecz czasu na zrozumienie sensu tych cytatów już im zabrakło.
Dla afirmującego naukę ateisty teorie te są ważnym potwierdzeniem braku sprzeczności jego ateizmu z obiektywnym doświadczeniem. Dla afirmującego naukę teisty teorie te są ważnymi wnioskami dotyczącymi czynników wpływających na powstawanie i rozwój religii oraz pozwalającymi mu coraz świadomiej rozdzielać profanum od sacrum. Naukowa część wspomnianych przez ciebie teorii nie pozostaje w sprzeczności ani z teizmem ani z ateizmem, na
Jeśli więc o uprawdopodobnianiu tu mowa, to punkt II.4 jest jedynie prywatną opinią pana Agnosiewicza, popartą jego głeboką wiarą w słuszność tego, w co wierzy. Jeśli różnicę
prywatnych opinii z adwersarzem klasyfikuje ktoś jako przykład błędu popełnianego przez adwersarza, to świadczy to jedynie o jego głębokiej wierze w brak wiary. O wierze niezmąconej ani faktami ani logiką, co świadczą przeciwko niej. Jeśli ktoś wylicza cudze błędy, proszę pana, to nie powinien tam wpisywac prywatnych opinii. Jeśli zaś pisze protokól rozbieżności - to wtedy prywatne opinie są jak najbardziej na miejscu.5. Wikłanie filozoficznej kwestii realizmu do sporu nau
kowego: teorie poznania są metafizyczne w swej istocie i nie można za ich pomocą wykazywać nienaukowości postawy, gdyż metafizyka nie może być argumentem w sporze o naukowość, bez dowodu, tylko na zasadzie postawienia kwestii, gdyż w ten sposób można by stawiać bardzo niewyjaśnialnych problemów dla nauki. Ergo: poprzez argument z teorią odbicia możesz mnie przekonać, że nie dosięgam sedna prawdy, że moja prawda może być ułomna (co jest immanentną cechą ludzkiej wiedzy w transcendentnym wymiarze), ale za jej pomocą nie wykażesz mi, że ateista racjonalistyczny jest nienaukowy. Dlatego też każdy ateista musi być mniej lub bardziej agnostyczny w kwestiach tzw. prawd ostatecznych, bez względu na to czy i ile stawia supozycji w tej materiiZnów przypisujesz swoje
błędy wujowi. Oczywiście, że metafizyka nie nadaje się do dyskusji o nienaukowości postawy - metafizyka jest z konstrukcji pozanaukowa! I właśnie dlatego ateizm (będęcy tezą metafizyczną) nie może być naukowy - a przynajmniej nie bardziej naukowy, niż naukowy może być teizm.Poczytaj sobie w rozdziale 2.1.2, co to jest nauka. Zastanów się nad tym i odpowiedz po ludzku, bez wyciągania z biblioteczki książek, których - jak twierdzę - ni w ząb nie rozumiesz i których sens przekręcasz niemiłosiernie, czyniąc z nich karykaturę. Mów swoimi słowami i zobaczymy, co jesteś wart.
Odnosisz się tu do Persingera, prawda? Odpowiedz więc proszę przedtem na to, co napisałem na forum o Persingerze i co powtórzyłem tutaj: w cytowanym przez ciebie kontekście, druga część jego wypowiedzi jest pozanaukowa. Jeśli uważasz, że się mylę, to udowodnij jej naukowość w kontekście, w którym jej używasz jako argumentu przeciwko mnie i teizmowi. Wtedy będziesz miał prawo zaliczyć mi błąd. Na razie zaliczyłeś sobie jedynie kolejne niepo
rozumienie.6. Nie tylko wyginasz ateizm w stronę fideizmu, ale i wiarę fideistów naginasz do naukowości i wtłaczasz w rygory ludzkiej logiki wiedzy, co jest nie tylko błędem, ale ponadto deformuje to co chrześcijaństwo rozumie pod pojęciem wiara. Nie dość, że twoje metody argumentacji przeciw ateizmowi są jak widać zdecydowanie zawodne, to jeszcze przeczysz w wielu kwestiach katolicyzmowi z którym rzekomo się solidaryzujesz.
O wykręcaniu i podobnych zabiegach gimnastycznych była już wielokrotnie mowa, wiec nie będę się powtarzał. Natomiast zawsze mnie bawi setnie, kiedy ateista tłumaczy mi, na czym polega wiara chrześcijańska i co czyni człowieka katolikiem.
7. Manipulacji w swym "badaniu" metodą naukową postaw ateisty i teisty, zwłaszcza zaś rażący przykład z obalalnością
Nie chce mi sie już cytować tego przykładu (który pokazuje, że chociaż teza "naukowego" ateizmu jest nienaukowa ponieważ jest nieobalalna, to jednak można zarówno ateizm i teizm foramalnie przekonstruować tak, żeby były obalalne, tyle, że nie obalalne obiektywnie lecz obalalne subiektywnie; p. też rozdział 2.5 tego opracowania oraz
"Nienaukowość naukowego ateizmu")... Domyślam się, że pan Agnosiewicz uzna to za dowód, że wujo daje nogę - proponuje więc, żeby pewnego pięknego dnia skoncentrował się na wspomnianym przykładzie w rozmowie ze mną na forum.8. Błędne rozumienie i stosowanie kryterium obalalności: falsyfikacjonizm Popperowski (o jaki z całą pewnością chodziło wolnomyślicielom amerykańskim) nie interesuje się sądami subiektywnymi, lecz wyłącznie obiektywnymi i wśród tych jedynie szuka sądów nieobalalnych, aby postawić je poza nawias nauki. Ty mieszałeś do tego sąd subiektywny (oczywiście po jedy
nie słusznej stronie...)Było czytać, co pisałem i piszę. Jako podstawa nauk przyrodniczych, falsyfikacjonizm musi dotyczyć on obiektywnych danych. Natomiast jako metoda techniczna, falsyfikacjonizm nie jest w najmniejszy sposób związany z obiektywnym charakterem analizowanych danych, podobnie jak logika nie jest w żaden sposób związana z obiektywnym charakterem analizowanych danych. Mówiąc formalnie: zarówno falsyfikacjonizm jak i logika dzielą twierdzenia na klasy ortogonalne do podprzestrzeni obiektywność-subiektywność. Dlatego zarówno falsyfikacjonizm jak i logika mogą służyć (i służą) pomocą przy konstruowaniu zarówno teorii naukowych, jak i teorii światopoglądowych.
Wolnomyślicielom amerykańskim chodzilo rzeczywiście o obiektywny falsyfikacjonizm - i na tym polegał ich
kardynalny błąd. Teza ateizmu nie jest bowiem falsyfikowalna w sposób obiektywny. A jeśli jest, to świat jest pełen ateistów wierzących w Boga, ponieważ zdanie "ateizm jest falsyfikowalny w sposób obiektywny" definiuje ateizm jako nauki przyrodnicze, odbierając mu jakiekolwiek wypowiedzi na temat ontologii. W takim przypadku mamy więc ateistów teistów (naukowców wierzących w Boga) oraz ateistów nieteistów (naukowców wierzących w świat bez Boga). Trochę brzmi to bełkotliwie dla mojego ucha, ale skoro koniecznie trzeba zobiektywizować ateizm dla obrony honoru wolnomyślicieli, to mówi się trudno. Będę ci wujem ateistą teistą katolikiem, mój drogi Mariuszu ateisto nieteisto książkowy.9. Wykazałem ci w moim komentarzu z 15 XI do punktu III.2 twego tekstu "Nie wierzę w boga, bo nie wierzę w krasnoludki", że włożenie w usta ateisty sądu "świat powstał sam z siebie", nie tylko może budzić wątpliwości samo w sobie (nie każdy ateista musi wydawać takie sądy, a jeśli już to wielu może z góry trakt
ować to jako sądy spekulatywne bądź filozoficzne, do czego nie ma potrzeby stosowania falsyfikacjonizmu), ale i dla samego teisty niesie "straszne" konsekwencje. Bo to jest kwestia tzw. pierwszej przyczyny, a w teizmie jest ona wyjątkowo kulejąca tak pod względem filozofii jak i nauki.Niewykluczone, że wykazałeś gdzieś coś
sobie, ale mnie to na razie wykazałeś dość jednoznacznie swoją ignorancję na polu filozofii i nauki zarazem (przepraszam, ale trzeba to kiedyś sobie uczciwie powiedzieć), oraz miłą do zaobserwowania znajomość różnorodnej literatury. Jak rozumiem, ja wykazałem tobie na razie swoją ignorancję pod każdym względem. Widzi pan więc, drogi panie, że z tym wykazywaniem nie jest tak prosto, jak się panu zdawać może. Wykazać sobie to może każdy, i to cokolwiek. Wykazać rozmówcy jest natomiast trochę trudniej - i wymaga to już pewnego wysiłku włożonego w zrozumienie tego, co się samemu mówi, w zrozumienie tego, co mówi oponent, oraz w organizację rozmowy w taki sposób, aby nie ginęla w setkach słów (jak ginie w setkach słów ten artykuł, pisany przeze mnie w tym stylu tylko dlatego, że wielokrotnie i z ogromnym przekonaniem o wujowej bezradnej głupocie prosiłeś mnie o to).Ale przyjrzyjmy się teraz tym "strasznym konsekwencjom":
Pierwszą przyczyną u teisty jest bóg. Od strony naukowej jest to dość oczywiste, że to wprowadzenie niepotrzebnego bytu do wyjaśnienia kwestii, które wcale nie upraszcza tej kwestii lecz ją komplikuje, bo o ile o początku świata spekulują naukowcy, to kwestia skąd się wziął b
óg nawet dla teologów jest "za trudna" (konieczność bezwarunkowego dogmatyzmu). Sprawa z bogiem jest bardziej skomplikowana niż bez boga. Za to wiele ludzkich nadziei, potrzeb psychicznych i innych (aspekt ewolucyjnego znaczenia religijności człowieka) zostaje przez ideę tę zaspokajane. Wniosek racjonalnie myślącemu człowiekowi ciśnie się sam do jego głowy ...Chyba, że jest ona skażona przesądem i obarczona pragnieniami... Wspominał wuj coś o "milionie dolarów", jako stawce wujowej wiedzy...Nauka nie ma ni
c do powiedzenia na temat przyczyny powstania świata, chociażby z tego prostego powodu, że teorie dotyczące pierwszej przyczyny są najzwyczajniej nieobalalne. Wniosek racjonalnie myślącemu człowiekowi ciśnie się sam do głowy... Chyba, że głowa jego jest skażona przesądem i skurczona strachem przed spojrzeniem jej właścicielowi prosto w oczy - gdzie widać boleśnie (obleśnie?) nagą konieczność zupełnej samodzielnosci w podejmowaniu najważniejszych decyzji o sobie (i o innych też). Ach, w tej rozpaczliwej ucieczce na oślep przed sobą samym ludzie gotowi są uwierzyć jakiemukolwiek napotkanemu ratownikowi, który powie spokojnie: "Uwierz mi, wszelka wiara jest zbyteczna! Patrz - ja jestem mądry i potężny! Moich poleceń słuchają kamienie w łonie ziemi i zarodki w łonach matek. Zaufaj mi, a unikniesz niemiłej ci samodzielności, biedna ofiaro strachu przed niewiedzą!"...Kwestia "skąd wziął się Bóg" jest kwestią dla ateistów, nie dla teologów, podobnie jak kwestia "skąd wziął się świat" jest kwestią dla teologów, nie dla ateistów. Dla teologów Bóg jest tym, co istnieje "bo istnieje", a świat fizyczny jest Jego dziełem. Dla ateistów świat fizyczny jest tym, co istnieje "bo istnieje", a Bog jest wymysłem ludzkiej fantazji. "Istnieje bo istnieje" to czystej wody metafi
zyka. Jak każde "bo" wykraczające poza techniczne przepisy manipulowania tym, co mamy już pod ręką.Teorie naukowe dotyczące początku świata nie są w rzeczywistości teoriami Powstania Wszystkiego. Są one jedynie teoriami starającymi się opisać aktualny stan rzeczy za pomocą ewolucji czasoprzestrzennej obiektów zachowywujących się według praw będących wierną (w miarę możliwości) kopią praw obowiązujących w dzisiaj w znanym nam obszarze świata fizychnego. Prawami natury możemy sobie w naszych teoriach żonglo
wać do woli, ale pytania typu "dlaczego jest coś, a nie nic" albo "skąd wzięły się jakiekolwiek prawa" muszą pozostać bez naukowej odpowiedzi. Niestety, odpowiedź na te pytania jest podstawowa dla oceny statusu poznawczego nauki. A proste uznanie, że skoro nie ma naukowej odpowiedzi, to nie ma i pytania, jest ukrytym w piasku, metafizycznym ateizmem - skutkiem zastosowania metafizycznego (pozanaukowego) kryterium wartości, usuwającym z całej strefy rozważań wszelkie elementy niedostępne obiektywnej nauce (przy zachowaniu tego subiektywnego kryterium, się rozumie).Możesz sobie oczywiście wyobrażać, że w nicości niebytu powstaje jak leci wszystko, co możliwe i co niemożliwe. Ostatecznie, skoro nie ma tam także i praw, to głupi brak powodu, żeby coś powstało (na przykład prawa), nie jest żadnym powodem, żeby coś nie powstało. Ale taka fajna teoria jest już nie tylko spekulacją filozoficzną, lecz na dodatek spekulacją krańcowo nieekonomiczną i przez to dość łatwo pod słynną Brzytwę wpadającą. Szczególnie tym, k
tórzy są fryzjerami z zamiłowania.Dalej, od strony filozoficznej: przy całym ogromie wszechświata (wszechświatów?) jakoś trudno jest to pogodzić z bytem transcendentnym wobec tego wszystkiego. Albo więc panteizm albo relatywizacja boga. Nie więcej przez to jest argumentów na korzyść tych koncepcji, tyle, że nie stwarza wspomnianego dylematu.
Komu trudno, temu trudno. I zauważ, że twoje subiektywne trudności i opinie nie świadczą o niczym więcej, niż o fakcie ich posiadania przez ciebie. Mamy jedną fizykę, jedną chemię, jedną elektronikę, ale milion filozofii i milion religii. Mówi ci to coś? Mamy jedną właściwą filozofię - ateizm, oraz jedną właściwą religię - katolicyzm. Przypomina ci to coś?
W tym samym fragmencie wykazałem ci wyraziście jak bardzo bóg naraża się na zarzut mnożenia bytów ponad potrzebę i pod Brzytwę Ockhama (nie mów, że jest to sprawa subiektywna, bo byłoby to dla tej koncepcji całkiem bez sensu; mnożenie bytów ponad potrzebę akurat można zobiektywizować)
Nic bracie nie wykazałeś, ponieważ akurat "potrzeba" jest pojęciem subiektywnym! Możesz potrzebę "zobiektywizować" za pomocą nakazanego odgórnym dekretem prania mózgu albo odgórnie ustalonego legalnego zakresu punktu pracy neuronów. Ale nawet i wtedy "obiektywność" pozostaje klonem t
ego, co za obiektywne uważał subiektywnie reżim, który w odpowiednim momencie dorwał się do władzy. Patrz rozdział 2.1.2, ten o nowym, wspaniałym świecie obiektywnej prawdy.10. Absurdalny wniosek: teista z naukowością poradził sobie "jako tako", a ateizm naukowy: "odrzucam na dzień dobry za nienaukowość" - co jest nie tylko błędem, ale kuriozum! A w swojej pysze nie powstrzymał cię nawet ten prosty fakt, że głupcami musiałbyś nazwać większość naukowców. Mało który rozumie swój ateizm w znaczeniu do jakieg
o ty go zdegradowałeś. A większość określiłaby się pojęciem tzw. naukowego ateizmu.
O ile zdążyłem się zorientować, głupcam nazywasz explicite wszystkich wokoło, jeśli tylko powiedzieli lub napisali coś, czego twój geniusz pojąć nie potrafi. Jak rozumiem, działając według twojej statystyki, nazywasz teraz głupcami tych naukowców, których raczyłeś zaliczyć do mniejszości... Albo może w ogóle nie nazywasz głupcami naukowców, bo skoro ktoś jest na tyle idiotą, że w Boga wierzy, to na miano naukowca w ogóle n
ie zasługuje? Zastanów sie, filozofie nasz biblioteczny, co ty wypisujesz - i to w publicznej wypowiedzi.Pomyśl raz jeszcze nad tym: Mamy jedną fizykę, jedną chemię, jedną elektronikę, ale milion filozofii i milion religii. Mówi ci to coś? Mamy jedną właściwą filozofię - ateizm, oraz jedną właściwą religię - katolicyzm. Przypomina ci to coś?
I na przyszłośc unikaj "kontrargumentów" w rodzaju "to kuriozum". Bo jak kto uderzy głową w ścianę i usłyszy pusty odgłos, to nie stanowi to jeszcze dowodu, że ściana jest w środku pusta...
Oczywiście wolisz posądzać naukowców o irracjonalne źródła ateizmu, ale w tym rzekomym irracjonalizmie tkwi problem - wykazuje dziwnie racjonalną prawidłowość: 1) większe wykształcenie generalnie więcej niedowiarstwa; 2) społeczność naukowa jest wyraźnie bardziej zateizowana niż społeczeństwo.
Klasyczny błąd logiczny, ilustrowalny brzydkim powiedzeniem z dzikiego Zachodu: "Eat shit, thousand billion flies cannot be wrong!"...
Ale spróbujmy jednak sprowadzić tę rozmowę z racjo
malistycznych obłoków na ziemię. Po pierwsze, pakowanie wszystkich naukowców do jednego wora ma niewiele sensu. Po drugie, wyniki badań statystycznych zależą od statystyka i aby wyciągnąć wnioski trzeba porównywać wyniki z różnych źródeł oraz dobrze się zastanowić nad metodą zastosowaną do uzyskania danych. Po trzecie, wiadomo, że im lepsze wykształcenie, tym człowiek ma większe możliwości zrobienia kariery, a to z kolei zwiększa prawdopodobieństwo zainteresowania się delikwenta stroną materialną bardziej niż stroną duchową. Po czwarte, błędy logiczne w rodzaju "ateista wie, a teista wierzy" są zbyt "subtelne" dla ludzi, którzy nie zwykli zastanawiać się nad szczegółami filozoficznymi - a takich naiwnych mędrców jest... no cóż, nie będziemy bawili się w statystyki, ale wiadomo, że naiwnemu łatwo wpaść w pułapke fajnie brmiącej półprawdy, szczególnie, jeśli ta półprawda kupiła sobie dobrą nazwę firmową (w tym przypadku "naukowość" - to się sprzedaje świetnie w światku spragnionym nauki).Mówisz więc:
"wiary naprawdę racjonalnego ateisty i naprawdę racjonalnego teisty są równoważne teoriopoznawczo, jeśli za kryterium równoważności przyjmiemy kryterium naukowe: obalalność i zgodność z doświadczeniem. Natomiast u ludzi nie do końca racjonalnych bywa z tym rożnie, i wcale nie jestem pewien, że (procentowo rzecz biorąc) odchyłka od tej równowagi jest na korzyść ateistów. Ale to ostatnie to już wyraz zupełnie prywatnej opinii."To jest kolejny często powtarzany argument teologii wojującej: ateizm naukowców bierze się z pobudek irracjonalnych, bo przecież poznanie naukowe nie rodzi ateizmu. Zajmowałem się nieco tą kwestią i jej fałszywość jest dla mnie oczywista. Ta twoja prywatna opinia bierze się albo z celowej nieświadomości tego prostego faktu, albo opierania wiedzy na jakichś gniotach kościelnych pisarzy.
Z faktu, że się czymś zajmowałeś i że coś jest dla ciebie oczywiste wynika tylko tyle, że się czymś zajmowałeś i że jest to dla ciebie oczywiste. Zaś moja prywatna opinia bierze się również z lektury dzieł publikowanych na twoim serwisie oraz z rozmowy z tobą...
3.3. Ad III: "Irracjonalizm naukowego ateizmu, czyli jak się manipuluje owcami"
Komentarze do tego rozdziału daruję już sobie i prostować krzywizn tu nie zamierzam. Po prostu nie czuję się klasykiem filozofii katolickiej, nie widzę więc żadnego powodu, żeby brać do siebie Agnosiewiczowe dywagacje na temat katomanipulacji. Nieśmiało proponuje, że jeśli pan Agnosiewicz raczy wypowiadać się na mój temat, to żeby nie generalizował o mnie na podstawie wypowied
zi osób, którymi nie jestem, lecz żeby odnosił się wprost do moich poglądów. Masz pan okazję ze mną pogadać, to gadaj pan ze mną, a nie z tymi, co z panem gadać nie chcą, nie mogą, albo nie potrafią. OK?Niniejszym wywalam więc resztę artykułu do kosza jako obojętne mi serdecznie
sweeping generalization. (A może pan Agnosiewicz uważa, że potrafi pokazać, jak to wuj baca owieczkami manipuluje - niech więc spróbuje nam taki filmik z hal zbójeckich wyświetlić i wtedy o tym pogadamy, bo wuje w kaszę dmuchać sobie nie dają.) Pozostałą część proponuję natomiast przedyskutować krok po kroku na forum. Według zasad: jeden posting, jeden temat, jedna strona. I tak tych tematów - i związanych z każdym głębokich nieporozumień - zebrało nam się tyle, że chyba prędzej starość paluchy mi usztywni, niż przez wszystkie przejdziemy do końca!
I to by było na tyle. Wnioski są chyba jasne:
Z n
ajwiększą przyjemnością wycofam się z mojej opinii o naukawości ateizmu pana Agnosiewicza, jeśli tylko będzie on w stanie przekonać mnie o ich naukowości, czyli jeśli wykaże w sposób naukowy, że jego ateizm spełnia kryteria stawiane obiektywnej wiedzy naukowej, a nie jedynie kryteria stawiane subiektywnej teorii filozoficznej.5. Spis linków internetowych